Lokowanie kapitału w energetykę wiatrową lub fotowoltaikę może być atrakcyjną alternatywą dla lokat bankowych albo nieruchomości. Tym bardziej że nowe prawo zwiększa bezpieczeństwo inwestorów i gwarantuje stabilność cen. Wejście w inwestycje jest możliwe już z kapitałem 15 tys. lub 30 tys. zł, w zależności od źródła. Zainteresowani inwestycjami powinny skupić się na projektach, które wygrały aukcje energii elektrycznej – podkreśla Marcin Orkisz, prezes firmy Energy Invest Group.
Niestabilność cen była jedną z bolączek systemu zielonych certyfikatów, dlatego ustawa, która wprowadziła aukcje energii elektrycznej, stwarza prywatnym inwestorom szansę, aby długoterminowo i bezpiecznie zarabiać na rynku OZE.
– Branża inwestycji w OZE dojrzewa od wielu lat, a nowe przepisy jasno określają, co trzeba zrobić, aby inwestowanie było opłacalne i bezpieczne. To dobry czas na inwestowanie w takie projekty, które mają już wygraną aukcję energii, a tym samym zagwarantowaną stronę przychodową oraz określony termin realizacji. Zwłaszcza że jest ich na rynku mało i cieszą się sporym zainteresowaniem. Poza tym, kolejna aukcja energii jest przewidziana dopiero na koniec roku, a jej wynik jest wielką niewiadomą – informuje Marcin Orkisz, prezes zarządu Energy Invest Group, która umożliwia inwestowanie w OZE.
Zauważa, że nowa ustawa regulująca rynek OZE, która weszła w życie w lipcu ubiegłego roku, zaskoczyła wiele firm działających na rynku odnawialnych źródeł energii. Część z nich miała w portfelach projekty niedostosowane do nowych regulacji, przez co zaplanowane inwestycje stanęły pod znakiem zapytania. Po wprowadzeniu nowego systemu, który zielone certyfikaty zastąpił aukcjami energii elektrycznej, branża OZE przeszła ogromną zmianę.
– Głoszenie, że energetyka wiatrowa się skończyła to jednak drastyczne uproszczenie. Owszem, do skali tempa rozwoju wiatraków z ostatnich lat już raczej nie wrócimy. Wobec prawie tysiąca megawatów wybudowanych tylko w ciągu jednego roku, w najbliższych latach powstanie zaledwie około 150 MW w instalacjach wiatrowych. Duże instalacje będą powstawać z wielkim trudem. Widać natomiast, że mocno będzie rozwijać się energetyka fotowoltaiczna, która do tej pory w Polsce praktycznie nie istniała, oraz pojedyncze wiatraki o mocy do 1 MW. Główny ciężar rozwoju OZE w polskim miksie energetycznym został przesunięty z wiatru na biogaz, biomasę i fotowoltaikę – mówi Marcin Orkisz.
Lokowanie kapitału w energetykę wiatrową cieszy się dużą popularnością w Niemczech, gdzie ponad połowa farm wiatrowych należy do prywatnych inwestorów. Spółka EIG skopiowała ten model na polskim rynku. W uproszczeniu, opiera się on na utworzeniu spółki celowej, która jest właścicielem pojedynczej turbiny wiatrowej. Udziały w spółce wykupują prywatni inwestorzy, zapewniając jej tym samym kapitał. Po uruchomieniu elektrowni spółka czerpie zyski ze sprzedaży wyprodukowanej energii, a na koniec roku obrachunkowego inwestorom wypłacana jest dywidenda na poziomie kilkunastu procent w skali roku. Inwestycja jest długoterminowa, ponieważ żywotność turbiny wynosi co najmniej 25 lat.
Dotychczas wysokie koszty budowy, sięgające kilku milionów złotych, odstraszały prywatnych inwestorów od energetyki wiatrowej. Energy Invest Group przełamała barierę wejścia na rynek OZE dla prywatnych inwestorów, ponieważ w modelu spółdzielczym minimalna wartość inwestycji to około 30 tys. zł. Za taką kwotę można nabyć pojedynczy pakiet akcji w spółce będącej właścicielem wiatraka. Pod koniec 2015 roku uruchomiła pięć pierwszych elektrowni wiatrowych, funkcjonujących w oparciu o zielone certyfikaty.
– Zgodnie z harmonogramem większość projektów wiatrowych i nasze farmy fotowoltaiczne będziemy realizowali jeszcze w tym roku. Każdy przystępujący inwestor może więc liczyć na wypracowane zyski już w 2018 roku. Wzrost z inwestycji w ujęciu średniorocznym oscyluje w okolicach dwucyfrowej stopy zwrotu. Natomiast oparcie przychodu o gwarantowaną cenę energii zapewnia stabilność – mówi Marcin Orkisz.
Podkreśla, że ubiegły rok, w którym pracę rozpoczęły pierwsze elektrownie wybudowane w modelu spółdzielczym, był jednocześnie okresem dużych zawirowań w branży energetycznej. Na załamanie na rynku zielonych certyfikatów nałożyły się prace nad nową ustawą o odnawialnych źródłach energii.
– Na dzień dobry przeszliśmy stress test, ponieważ w czasie zbiegło się kilka niekorzystnych zdarzeń. Pierwszy rok pracy elektrowni jest zawsze okresem rozruchu, dochodzenia do pełnej sprawności, dlatego produkcja jest poniżej długoterminowych założeń. Ubiegły rok był dość słaby, jeśli chodzi o produkcję energii z wiatru, mieliśmy niespotykane dotychczas załamanie na rynku zielonych certyfikatów. Te czynniki miały wpływ na rentowność naszych inwestycji. Natomiast każda z elektrowni przetrwała ten ciężki rok bezpiecznie, pokazując, że nawet w najczarniejszym scenariuszu zainwestowane w nie środki były bezpieczne i w długoterminowej perspektywie będzie już tylko lepiej – mówi Marcin Orkisz.
W oparciu o nową ustawę dotyczącą OZE, spółka planuje jeszcze w tym roku zrealizować dziewięć projektów elektrowni wiatrowych i cztery projekty farm fotowoltaicznych o mocy 1MW. Inwestycje zostaną zrealizowane w różnych regionach Polski, w lokalizacjach w których warunki geograficzne sprzyjają produkcji energii.
– Jako jedyni możemy zaoferować inwestycje oparte o projekty farm fotowoltaicznych i elektrowni wiatrowych, które wygrały pierwszą aukcję energii elektrycznej. Oznacza to, że każda z nich ma zagwarantowaną na najbliższe 15 lat cenę, po której będzie sprzedawała energię elektryczną – podkreśla prezes spółki Marcin Orkisz.
Minimalna kwota, za którą można nabyć pojedynczy pakiet akcji w elektrowni wiatrowej to niecałe 30 tys. zł. W przypadku farm fotowoltaiczne bariera kapitałowa jest dwukrotnie niższa i wynosi ok. 15 tys. zł.
– Nie są to kwoty, których zainwestowanie i pomnożenie pozwoli przejść na wcześniejszą emeryturę. Pozwoli to jednak oswoić się z tematem inwestowania, pomnażania kapitału, zachęci do odważniejszych inwestycji. Jest to też niewątpliwie ciekawa alternatywa dla lokat bankowych, ZUS-u czy nieruchomości – mówi Marcin Orkisz.
Dyrektywa Unii Europejskiej z 2009 roku nakazuje państwom członkowskim wspieranie i promowanie projektów związanych z OZE. Do końca tej dekady z odnawialnych źródeł ma pochodzić 20 proc. wytwarzanej w Polsce energii.
Źródło: Boznes Newseria